wtorek, 29 listopada 2011

Panika

Z serii przerażających, nawiedzających sny historii.
Nie zdawałem sobie sprawy z wielu rzeczy, ale problem jaki mnie irytuje to robienie wielkiego halo wokół egzaminu z patomorfologii. Wiem, jest koniec listopada, ale niektórzy ludzie mają z tym problem. Z racji tego, że niektórzy uważają, że to najważniejszy przedmiot na tych studiach, najtrudniejszy, wogóle wszystko naj, próbują na siłę namówić jak największą liczbę osób na oczyszczenie pola "okołomorfowego" w czasie sesji. 
Czyli wychodzi na to, że najlepiej byłoby poprzesuwać wszystkie egzaminy z początku lutego - najlepiej na początek stycznia albo wogóle na sesję letnią.
Nie rozumiem takiego zachowania, bo sesja letnia też będzie ciężka, a dokładanie jakichś pierdół niczemu dobremu nie będzie służyć. 
Mój bulwers zaczął się od tego, że zacny przedmiot "Higiena" jest tak ciężki, że nie można go zrobić w sesji, w czasie "okołomorfowym". Argumenty? 
"Przecież lepiej jak będzie w sesji letniej, bo nawet jak nie zdamy to mamy całe wakacje na naukę a nie tylko dwa tygodnie ferii"
Ale nikt nie rozumie argumentacji, że na taki przedmiot nie trzeba więcej niż 1-2 dni nauki. Widocznie moja logika jest dziwna.
Ale, zgodnie z logiką tłumu - egzamin z radiologii jest 4 stycznia, "bo lepiej żeby był wtedy niż koło egzaminu z patomorfologii"


Ja nie mogę tego zrozumieć, bo wszystkie roczniki do tej pory to zdawały, wszystkim jakoś się udawało, nikt specjalnie nie narzekał, a mój zajebisty rocznik nie zda tego napewno gdy w okolicy będzie taki przedmiot jak "Higiena". W końcu to dwa dni nauki patomorfologii mniej. Ehhhhhhh.........


Btw. Co ciekawego robimy na higienie? 

  • Słuchamy o sposobie przyznawania rent u osób z ryzykiem zawodowym
  • Dowiadujemy się, że "dieta niskobiałkowa to taka gdzie podaż białka jest mała"
  • Dyskutujemy nad wyższością masła nad margaryną
  • Śmiejemy się ze zdenerwowania prowadzącej, która ewidentnie przepisywała slajdy z jakiejś książki i nie potrafi nic powiedzieć od siebie
  • Wkurzamy prowadzącą gdy rozmawiamy między sobą o tym, że sama sobie zaprzecza
  • Ale w większości czasu osobniki takie jak ja najnormalniej w świecie śpią - i nikomu to w niczym nie przeszkadza ;)

niedziela, 20 listopada 2011

Nienawidzę.

[przepraszam Abnegata za podobieństwo tytułu]

- Morfy - mimo całkiem niezłego wyniku z kolokwium przerażenie mnie dopada na każdą myśl.

- Zimna - a dokładnie wychodzenia z ciepłego łóżka o godzinie siódmej, a następnie z mieszkania - gdzie na zewnątrz w dobrym wypadku jest -2 stopnie.

- Złodziei - Tak się kończy gdy książka zamówiona na allegro nie dociera mimo wpłaty 200zł

- Listopada - wiąże się z zimnem, a dodatkowo cytat "pijmy szybciej bo się ściemnia" nie tyczy się tylko metanolu.

- Myśli o zimowej sesji - i przed każdą następną zdaję sobie sprawę, że tak źle jeszcze nie było.

- Swojej wątroby - niezdiagnozowanych podwyższonych transaminaz.

- Mojego BMI.

- I wiążącego się z nim swojego lenistwa.

- Uczelni - która nas wszystkich ma w dupie.

- Feudalizmu w środowisku medycznym -  Dziwić się, że na klinice gdzie jest x profesorów, y doktorów habilitowanych, kilku doktorów, dla rezydenta nie ma miejsca. Albo inaczej - miejsce jest, ale na wypisywanie papierologii. Żeby iść do jakiegoś zabiegu? Nie ma szans bo zawsze ktoś wyżej będzie przed nim. Nie mówiąc już o stażystach, którzy traktowani są gorzej niż studenci (gdzieniegdzie) Dlaczego? Bo student ma swojego asystenta, on ma obowiązek mu coś pokazać, czegoś wymagać. A taki stażysta - przyjdzie, recepty powypisuje, przyjęcia, wypisy zrobi, i do domu. Nikt się nim nie interesuje, jak chce coś zobaczyć to musi sam za wszystkim biegać. [wszelka zbieżność miejsc przypadkowa]

Takie życie.

piątek, 11 listopada 2011

Piłka nożna

Jest po meczu Polska - Włochy. Ja zamiast się uczyć morfy siedziałem i oglądałem. Czy żałuję? Hmm.. Trochę tak i trochę nie.
Dlaczego tak:
-Druga połowa kiepska
-Nie wykańczali dobrych okazji
-Pod koniec chłopakom się już nawet biegać nie chciało.

Dlaczego nie:
-Stadion we Wrocławiu jest super
-Do czasu utraty pierwszej bramki pokazywali niezłą piłkę.

Śmieszą mnie natomiast poglądy pseudoznawców i "pseudo"kibiców (pikników) którzy są z drużyną jak wygrywa, a jak przegrywa od razu źli są piłkarze, zły jest trener. Jadą po piłkarzach (osobiście widziałem wiele opinii: A kimże jest k**wa ten Szczęsny, wogóle bronić nie umie, albo - Lewandowski gra do dupy bo nic nie pokazał, bramki nie strzelił. Jak jesteś taki mądry to sam idź zagraj - ciekawe co pokażesz.

Oczywiście trudno nie zgodzić się z opiniami że nie grali dziś porywająco. Ale taka jest właśnie nasza drużyna - predyspozycji do zostania mistrzami świata narazie nie mamy, ale gramy to co umiemy i mimo że trener Smuda ma wielu przeciwników, ja uważam, że i tak nieźle prowadzi tą drużynę.

P.S.
Wynik z farmy nie powala, nie ma natomiast tragedii ;)
Przedemną jeszcze kolokwium z patomorfy we wtorek do której nie mam siły się uczyć. Nie znam bardziej nudnego przedmiotu. Nienawidzę.

P.S.  2
Mamy dwa nowe rodzaje drobnoustrojów - morfokoki i farmokoki. Są to szczepy wysoce zjadliwe. Najbardziej podatni na ich działanie są lekarze, ale szczególnie mocno i szybko atakują studentów medycyny - zwłaszcza na 3,4 ew. 5 roku. Są to ziarenkowce występujące w skupiskach w ilości masakrycznej. Szczególnie dobrze atakują mózg. Objawami mogą być: ból głowy, senność, nudności, wymioty na widok książek, w ciężkich przypadkach depresja i padaczka.
Jedynymi znanymi do tej pory lekami przeciwko tym drobnoustojom to: "skryptomycyna"  i "stachurosporyna"

;)

poniedziałek, 7 listopada 2011

Blok zajęciowy nr 1 skończony

Od pierwszego (a w zasadzie to trzeciego) października minęło już trochę czasu. Trochę nie trochę, dla niektórych 5 tygodni to mało. Przez ten czas działo się wiele. Znaczy miało się dziać. Bo, ponieważ, że (powtarzając za Kondorem) od owego 3 października zacząłem blok z chirurgii. Nie wiedzieć czemu wiązałem z nim duże nadzieje - a nuż się coś nauczę, coś ciekawego zobaczę.
Wcześniej zajęć blokowych nie mieliśmy - od IV roku za to moja cudowna uczelnia funduje nam dzień w postaci:

8-12.30 - zajęcia na klinikach
13-14.30 wykład
15-16.30 ćwiczenia
Mniej więcej - wiadomo, że czasem w jakimś tygodniu wypadną zajęcia na których trzeba siedzieć do ! 19.

Otóż blok nr 1.
Chirurgia - odbywać się była miała w zacnej katedrze i klinice co szefem jest sam rektor. Z opowieści starszych roczników wynikało, że niby najlepsze miejsce gdzie chirurgii można się uczyć. Wszystko byłoby ładnie pięknie gdyby nie to że tak ładnie wcale nie było.
Na dzień dobry grupa porozdzielana na asystentów. Na moje 22 ! osoby w grupie (co jest chore ale nikt tego oficjalnie nie przyzna) dostaliśmy całych 3 (słownie: trzech) asystentów. Życie.
Trafiłem na bardzo fajnego asystenta, dużo nam opowiadał, chciał zachęcać, pokazywać gdyby nie jedna mała wada: więcej mówił niż którykolwiek (zamiast pokazywać).
W zasadzie to miał też drugą wadę (dla niektórych to może być zaleta) -  był endoskopistą przez co naoglądałem się gastroskopii i kolonoskopii że starczyłoby mi chyba na następne 5 lat.

Podsumowując:
Zbadałem fizykalnie dwóch! pacjentów.
Przeprowadziłem (w 7 osób) wywiady z 4 pacjentami.
Byłem na dwóch operacjach (co było akurat fajne bo asystowaliśmy jak rezydenci w postaci trzymania haków xD)
Odbyłem 3 obowiązkowe dyżury w wolnym czasie ale nie było mi dane zobaczyć niczego ciekawego.

Wiązanie i szycie chirurgiczne? Owszem uczyliśmy się. Na materiale biologicznym w postaci własnoręcznie przyniesionego udka z kurczaka. Może ma to jakieś przełożenie na ludzką skórę - nie wiem.

Warte zaznaczenia jeszcze jest jedno. Szpital ładny, niektóre oddziały super wyremontowane, a o rękawiczki do zmiany opatrunków walczyliśmy z pielęgniarkami niczym najgroźniejsze lwy. A to bo im mało zostanie, a bo nie mają, a bo studenci za dużo zużywają. Stawało na tym, że miały więcej sterylnych niż zwykłych. Dyrekcja i rektor chyba nie są tego świadomi - ale ktoś da znać ;)

W zasadzie cieszę się że te 5 tygodni tak szybko minęło. Po dwóch tygodniach wiedziałem tyle co i teraz, a nikt się specjalnie studentami nie zajmował.

P.S.
Dziś pisaliśmy kolokwium nr 1 z farmakologii.
Temat? Antybiotyki, przeciwwirusowe, p/grzybicze i p/pasożytnicze.
Jakieś 280 leków.
Biorąc pod uwagę to że wchodząc na salę jeszcze coś umiałem - to wychodząc z sali czułem się jak na***any.
Przykry temat zakończony. Piwko w ręku, łóżeczko, komputer - jeden dzień opierdzielania się mi należy.